Autor Wiadomość
kotek
PostWysłany: Wto 23:22, 19 Gru 2006    Temat postu:

Witajcie.
17.12.2006r.odeszła moja kochana świnka morska-Perełka.Była moim pocieszeniem po śmierci Fraglesika który odszedł od nas w lutym tego roku.
Perełcia była mieszanka rozetki z długowłosą.Nazywałam ją peruczką,miała śmieszne długie włoski rudo-czarne.Jeszcze krótko przed swą chorobą brykała szczęśliwa ze swa towarzyszką Lady.Nigdy nie przypuszczałabym że tak młody zwierzaczek tak szybko nas opuści.Perełka zachorowała-wyrok:obustronne,wysiękowe zapalenie płuc.Wet nie dawał zbyt dużych nadziei na wyzdrowienie świneczki,ale postanowiliśmy walczyć.Malutka dostała zastrzyk,następnego dnia miał byc drugi.Nie zdążyliśmy...Perełka odeszła w nocy...
Pomimo że jestem osobą dorosłą brakuje mi mojej ślicznej prosiaczki.Nigdy nie zapomnę jej wesołego pogwizdywania,jej zadowolenia z sałaty czy ogórka...
Nie mogę się otrząsnąc po jej stracie,wciąz płaczę i zadaję sobie pytanie:dlaczego tak młody zwierzaczek musiał odejść?Dlaczego tak strasznie boli to odejście?Czy jeszcze kiedykolwiek będę mogła mieć następną świnkę i nie płakać po tej?
Nie wiem,wiem tylko że nigdy nie zapomnę mojej kochanej Perełki.Teraz nie wiem jak mam funkcjonować,pomimo tak radosnych nadchodzących świąt nie wiem czy będę w stanie się z nich cieszyć,choć kiedyś tak bardzo na nie czekałam...
Gabi
PostWysłany: Pią 14:23, 24 Lis 2006    Temat postu:

Współczuję wam... Dziś właśnie zdechł mi straszyk Sad
Żył dość długo jak na straszyka, ok. 10 miesięcy...
zrozpaczona Sabina
PostWysłany: Pią 15:35, 02 Cze 2006    Temat postu:

Przedwczoraj, 31 maja jakis debil potracil mojego najukochanszego kota FREDA;( jechalam z nim na rekach do weterynarza,wierzac,ze da sie go uratowac...ale on juz chyba wtedy nie zyl...;( jest mi tak ciezko...;( mimo,ze mam jeszcze jednego kota Guinnessa i dwa psiaki kundelke Zuzie i huskiego Mike (Mika jest w ciazy i w przyszlym tygodniu powinna rodzic),to tak strasznie tesknie za Fredziem;( byl u nas tylko 10 miesiecy,znalazlam go jako 4 miesiecznego kotka blakajacego sie samotnie po okolicy,przynioslam do domu i zawladnal sercami calej rodzinki... byl najwieksza miloscia mojego zycia i wiem ze On tez bardzo mnie kochal...zasypial ze mna,rano budzil mnie wchodzac mi na glowe, pil ze mna z jednej szklanki, byl najwierniejszym moim przyjacielem...tak bardzo Go kochalam, dalej strasznie Go kocham,mojego czarnego,najpiekniejszego,najcudowniejszego i najmadrzejszego Fryderyka,wierze ze jest mu dobrze..tam...w innym swiecie...ale dlaczego to tak strasznie boli??? Z Toba Fredziu odeszla czastka mnie...;(;(;(;(
Gość
PostWysłany: Czw 11:09, 11 Maj 2006    Temat postu:

ja też tak myślałam mój piesek odszedł w styczniu tego roku był z nami przez 16 lat i też nie chciałam już innego pieska ale bardzo mi brakowało mojego pieska, mój mąż widział to i w lutym przyprowadził do domu małą psinkę bardzo byłam zaskoczona ale teraz nie potrafiłabym ją oddać już nikomu bo ona też potrzebuje ciepła i miłości a takich pieskow jest dużo co chciałyby się znaleść w takim domu pełnym ciepła i miłości wiadomo każdy jest inny ale ja nie mogłabym postąpić inaczej żeby ją oddać komuś innemu
Gość
PostWysłany: Nie 20:28, 07 Maj 2006    Temat postu:

CZESC.... NIE WIEM CZY PO 10 LATACH ZE SWOIM UKOCHANYM ZWIERZAKIEM POWINNO SIE OD RAZU KUPOWAC NOWEGO... MOJ ODSZEDL W STYCZNIU I DO DZISIAJ NIE MOGE O NIM ZAPOMNIEC I CHYBA JESZCZE DLUGO NIE BEDE MIEC INNEGO PSIACZKA, MAM WRAZENIE ZE TAK POKAZUJE SIE JAK ON BYL WAZNY... POWINNAS NAD TYM POMYSLEC
amika
PostWysłany: Śro 21:42, 15 Mar 2006    Temat postu:

Wczoraj odeszła moja kochana pieska Tequila (ruda bookserka) była z nami 10 lat i jest mi teraz strasznie smutno Sad była taką słodką pieszczochą. Czy po starcie ukochanego psa powinno się mieć nowego ? powiedzcie
Paula
PostWysłany: Sob 17:24, 04 Lut 2006    Temat postu:

Jeszcze miałam mnóstwo zwierzaków ! Jedna papuga się powiesiła, a druga z żalu odeszła. Miałam Reksa on chyba żyje...Pogryzł mnie rok temu, wybaczyłam mu, on nie chciał...Kropkę, zmarła na nosówkę. Finka, potrąciło go auto. Vercię, ją uśpiono, bo potrąciło ją auto i przez obrożę trzeba było ją uśpić ! Bubusia (Śnieżka go zagryzła) i wiele innych chomiczków. Pixel, był chory itd.
Paula
PostWysłany: Sob 17:17, 04 Lut 2006    Temat postu:

W Październiku straciłam moją drugą szynszylkę, Milunię. Była chora, prawdopodnie przyczyną Jej śmierci była karma, zwykła, na wagę...Miałaby w lutym 3 latka...[*] Sad

Przed Milką był Szyniuś. W tym roku miałby 6 lat. Był On maskotką zerówki. Byłam najlepsza w jego łapaniu, i w klasach II-III (około) łapałam Go z moją kumpelą. Niestety, Szyniuś im się znudził i pani zaproponowała, abym kupiła im myszoskoczka w zamian za Szyniusia. No i Szuniuś był mój ! Niestety, moja siostra gdy Go nakarmiła, nie zamkneła klatki, Szyniuś mieszkał w kuchni. Pobiegł do dużego pokuju, gdzie siostra ścieliła łóżko i...Go przygniotła ! Płakałam i krzyczałam:"MORDERCY !". Nie widziałam Jego ciała...Teraz nienawidzę swej siostry, ale nie za to, tylko za inne rzeczy...Choć teraz nie będę rozdrapywać ran, wszyscy kochali Milkę...Cała wieś (bo mój ojciec jest sołtysem, i gdy ludzie przychodzili z podatkiem, to ją chwalili...A teraz...).
P.S: Jestem z wami ! I ja tęsknię, i ja płaczę i ja współczuję...
dorota 1
PostWysłany: Wto 21:42, 31 Sty 2006    Temat postu:

wiesz taka jest kolej rzeczy i tak naprawde musimy sie pogodzic z odejsciem naszych kochanych zwierzatek. Mój miał 11 lat i strasznie sie z nim wszyscy w domu zwiazaliśmy. Pewnie tak jak i Ty ze swoją sunią. Powiem Ci, że dzisiaj od rana skanuje wszytkie jego zdjecia a mam ich naprawde bardzo duzo. Jestem pewna ze pozostanie na nazwsze w mojej pamieci. I pamietaj jedno ze nasze psiaki beda na nas tam czekac tak jak czekały codziennie w domu...
Saba
PostWysłany: Wto 17:20, 31 Sty 2006    Temat postu:

bardzo mi przykro z powodu odejscia Twojego ukochanego pieska, wiem jak to przeżywasz bo w tym miesiącu też musiałam podjąć tą trudną decyzję jaką jest uśpienie to jest coś okropnego nawet nie mogę o tym pisać kiedy spojrze na zdjęcie mojego pieska to serce mi tak ściska mocno że się duszę nawet kiedy pomyślę że już jej nie ma ze mną ale trzeba myśleć że kiedyś nadejdzie taka chwila kiedy się zobaczysz z nim bo ja tak myśle i jedynie to dodaje mi siły trzeba w to wierzyć...
dorota
PostWysłany: Pon 11:44, 30 Sty 2006    Temat postu:

dwa dni temu odszedł mój jedyny ukochany piesek ADUR. Miał 11 lat. Zaatakował go złośliwy rak. Nie jadl nic od 3 tygodni był na kroplówce. Nie była zadnych szans. Bylismy zmuszeni go uspić. Nie jestem w stanie opisać co wtedy czułam, ale on chyba tez. Nie chciał wysiąść z samochodu jak przyjechalismy do kliniki. A zawsze to bardzo lubił. ZASNĄŁ.... nasz ukochany Duruś... teraz leży w Koniku Nowym pod Warszawą. Zawsze pozostanie w sercach całej rodziny... Nie wiem jak sobie teraz bez niego poradzimy. To nasz najwspanialszy wierny i madry przyjaciel
Saba
PostWysłany: Nie 11:51, 22 Sty 2006    Temat postu:

dziękuję Ci bardzo za wsparcie bardzo tego potrzebowałam myślałam sobie że nikt nie odpisze ale jednak są ludzie tacy jak Ty co rozumieją i współczują jeszcze raz bardzo Ci dziękuję, z jednej strony pomogłam mu skracając jego ból i cierpienie ale z drugiej strony dręczą mnie te myśli że pomogłam mu odejść z tego świata szybciej może chiał jeszcze żyć, być z nami nie było mnie przy niej w tej ostatniej chwili jego życia ale był przy niej mój mąż a on też kochał ją tak samo jak ja nie chciałam się z nią żegnać na zawsze bo chcę się z nią jeszcze spotkać i wierzę w to spotkanie i będę czekać na to ...
kwa
PostWysłany: Sob 20:36, 21 Sty 2006    Temat postu:

Naprawdę bardzo, bardzo Ci wspólczuję. Opowieść jest przejmująca, aż dostałam gęsiej skórki.
Pierwsze dni są zawsze najstraszniejsze, ale potem zostaną Ci tylko słodkie wspomnienia. Teraz trudno w to uwierzyć, ale tak będzie. Najważniejsze, że piesek teraz na pewno jest juz szczęśliwy i hasa beztrosko. Na pewno kiedyś się spotkacie. Najważniejsze, że spotkaliście się tu, na ziemi, że było wam dane przeżyć takie przywiązanie. Po coś to przecież było, nic nie dzieje się przypadkiem.
Zrobiłaś, co mogłaś, nikt nie jest temu winien, nie zadręczaj się takimi myślami. Piesek na pewno wie, jak bardzo go kochałaś i na pewno, chociaż jest szczęsliwy, tęskni i czeka.
Trzymaj się.
Gość
PostWysłany: Sob 16:42, 21 Sty 2006    Temat postu:

pare dni temu pożegnałam swojego kochanego pieska był ze mną przez 16 lat parę miesięcy temu dostał pierwszy atak padaczki był to dla mnie szok poszliśmy do weterynarza który przepisał tebletki i kazał brać regularnie niestety tabletki miały skótki uboczne piesek po nich męczył się i po jakimś czasie nie chciał już ich brać zaciskał mocno pyszczek żeby ich tylko nie wziąść więc odstawiliśmy je i tu chyba popełniliśmy wielki bład bo prawie 3 miesięce był spokój myśleliśmy że to już więcej się nigdy nie powtórzy aż do przedwczoraj kiedy o godz. 19.00 wieczorem znowu dostał atak potem o 21.30 i tak przez całą noc ataki skracały się początkowo co 2 godz. potem co godzine i już co 30 minut nie mogłam już tego wytrzymać modliłam się żeby już było rano żeby pójść z nią czym prędzej do lekarza nadeszła wkońcu godz 10 rano musiałam jeszcze czekać 15 minut w tym czasie znowu dostała atak wkońcu przyjechał prosiłam go żeby dał jej jakiś zastrzyk ale powiedzial że to nie pomoże przepisał tabletki i kazał się pokazać za 2 dni po przyjściu do domu podałam zaraz pół tableki która nie pomogła znowu następne ataki piesek bardzo cierpiał był w agonnii chodził przez cały czas wkółko pokoju obijając się o meble cała noc taka była cały cas na nogach i ataki piesek nie miał kiedy przyjść do siebie bo znowu przychodził następny atak z ciężkim sercem podjeliśmy decyzję o ulżeniu jej cierpienia i poddaniu jej uśpieniu nosiłam ją na rękach płakałam za mało powiedziane wyłam z rozpaczy mówiłam do niej że będzie dobrze żeby się nie bała że już ją nie będzie bolało że to przejdzie nie mogłam tego zrobić po prostu nie mogłam ale kiedy znów przyszedł atak nie mogłam już dłużej czekać i patrzeć jak cierpi kazałam mężowi żeby z nią poszedł ja chciałam bardzo ale nie zniosłabym tego bałam się patrzeć jak odchodzi zawinełam ją w kocyk i całowałam ją po główce nie żegnałam sie z nią powiedziałam jej dozobaczenia w niebie kocham Cię .... mąż wyszedł a ja wyłam z bólu po chwili wrócił i zapytał czy ma iść ja kiwnełam że tak bałam się następnego ataku nie mogłam patrzeć jak cierpi jak skomle z bólu a teraz mam wyrzuty sumienia że mogłam jeszcze poczekać może by już nie dostała ataku może by już było dobrze cały czas nie daje mi to spokoju ale jak dostała pierwszy atak podałam jej tabletkę potem znowu rano co przepisał lekarz i nic żadnej poprawy ataki się skracały chyba to jeż był koniec gdybym zaczekała to by jeszcze się męczyła i niewiadomo ile by jeszcze jej serduszko wytzymało atakow, nie mogę się otrząsnąć bardzo mi jej brakuje płacze po kątach wpatrując się w jej zdjęcie ale będę żyć nadzieją że wkrótce się z nią spotkam za tęczowym mostem że przybiegnie do mnie, wezme ją na ręce i już nigdy się nie roztaniemy a do tego czasu zaopiekuje się nią mój tata którego nie widziała przez 11 lat ale napewno go pozna
kwa
PostWysłany: Nie 17:26, 27 Lis 2005    Temat postu:

Kasiu kochana, bardzo Ci współczuję... To zawsze jest ogromna tragedia, wiem to bardzo dobrze. Zresztą, co bym nie napisała i tak nie wyrazi to tego, co przeżywasz...
Napisz nam coś bliżej o swoim kotku.
Ania

Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin